Witam!
Kiedyś było tu chyba o ćwiczeniu piano w kontekście robienia góry.
Pozwolę sobie temat odświeżyć.
Jakiś czas temu zacząłem ćwiczyć w ten sposób. Nic szczególnego – przez paręnaście minut dziennie gram sobie gamki, skale p i pp…
Zdarzało mi się kiedyś ćwiczyć piano, ale po to, żeby po prostu móc grać piano. Nigdy nie robiłem tego w celu rozwinięcia skali. A tu proszę! W tym kierunku to także działa!
Nie chodzi tu o to, że pitolenie piano tak po prostu „wywołuje” wysokie granie. Chodzi tu oczywiście o kontrolę powietrza, której podświadome poprawne „zaprogramowanie” pozwala na swobodną grę wysoko i nisko. Chyba chodzi o to, że jeśli możemy utrzymać nieprzerwany pochód w piano, to to musi znaczyć, że ciągle dmuchamy, stałym ciśnieniem, prawda? A to jest klucz do „góry”.
To naprawdę ciekawe uczucie, kiedy choćby po zagraniu jednej gamki (w średnicy albo nisko) przy dynamice ppp odkładam na sekundkę ustnik, przykładam z powrotem i bez zbędnych myśli jadę F-dur od f1 do f3 i z powrotem do małego (legato) bez żadnego napięcia, zmiany pozycji warg, darcia się. Mi się to udaję raz, może dwa, pewnie dlatego, że poprawne odruchy jeszcze się nie „ułożyły” i po chwili mózg ustawia nas w poprzedniej, „złej” pozycji.
Gadam o tym dlatego, że to cholernie prosta metoda jest, która daje zauważalne efekty i nieprzekonanym może się przydać.
Zostaje jeszcze kwestia siły mięśni warg itd. Tu świetnie sprawdza się u mnie Caruso – gram tylko pierwsze interwałowe ćwiczenie codziennie – tak jak „stoi w piśmie” 🙂 i to też daje efekty. Wytrzymałość gęby rośnie.
I teraz czas na załatwienie własnych interesów :):
Czy też bawicie się regularnie w to piano? Z jakimi „wytrzymałościowymi” ćwiczonkami to łączycie? Ile dziennie?
Dr Marcin, zgłoś się! 🙂
Zaznaczam, że nie mam „snajperskich” ciągot, ale swobodne, eleganckie, klasyczne granie do f, g3? Czemu nie! 🙂
Pozdrawiam!
PS
Czekam na opinie i rady!