Witam!
Prawdę mówiąc to trafniej potrafię rozpoznawać gitarzystów, saksiarzy i bębniarzy :), no ale jak już gadamy o trąbach…
Klasyka – nie do podrobienia są: Timofei Dokszicer, Maurice Andre.
Jazz: jasne, że Baker, Miles, Dizzy z tłumikiem 🙂 (jednak nie jestem fanem ich brzmienia:)), ale i nieraz trafię w Clarka Terry’ego, Arta Farmera :). Nie można nie rozpoznać Randy’ego Breckera (zwłaszcza, kiedy odpali jakiś efekt:)).
Można, i pewnie bez trudu (w końcu jaki mamy wybór?:)), wyczaić każdego z Polaków – Stańkę i Wojtasika to już chyba w 100%.
Dla mnie niedoścignione brzmienie jazzowe to chyba jednak Clifford i Lee Morgan, a w klasyce pewnie Wynton (goni go powoli Nakariakov). Z drugiej strony – za mało słucham trębaczy, by posiadać już betonową opinię, więc pewnie niebawem znajdę kolejnych faworytów.
Jak zwykle polecam pana Seana Jonesa, który zastrzelił mnie kiedyś swoją płytą „Roots” :).
Pozdrawiam!