Andrzej Przybielski, jeden z największych polskich trębaczy, muzyków, indywidualności jazzu, zmarł 9 lutego, w środę. Mieszkał w kamienicy w Śródmieściu Bydgoszczy. Żył na granicy ubóstwa.
– Szykowaliśmy się, żeby iść z Witkiem Burkerem, adwokatem i pianistą, do urzędu. Chcieliśmy poprosić, żeby nie eksmitowali Andrzeja z mieszkania. Miał okropne długi w administracji. Postanowiliśmy, że zbierzemy grupę ludzi, która je spłaci – mówi Józef Eliasz, perkusista, właściciel klubu Eljazz, kiedyś kultowych Trytonów.
Jak to się stało, że tak wielka postać odeszła w nędzy?- W obecnej sytuacji, głównie spowodowanej przez media, każdy chce grać „kogoś”.A on grał siebie i tylko siebie. Przypłacił to właśnie taką ceną – tłumaczy Grzegorz Nadolny, basista, który grał m.in. z Asocjacją Andrzeja Przybielskiego. Nadolny prosi, żeby, jeśli można, nie cytować jego anegdot o trębaczu. – Można je znaleźć w internecie. Po śmierci Przybielskiego jedna z gazet je przepisała, cytując mnie bez mojej zgody. A ja przecież nie patrzę na niego tylko przez taki pryzmat. To byłoby zbyt wąskie i wybiórcze.
Więcej na temat: Andrzej Przybielski, Jazz, Trąbka