Forum Replies Created
-
AutorWpisy
-
mactrCzłonek
Dzięki za pomoc, ale mid raczej się nie przyda. 🙂
Zwyczajny akompaniament mi potrzebny, aaale co tam – może się obejdzie. 🙂
Pozdro!
Adam, liczyłeś na jakąś wymiankę (jakby co, to poziom posiadanej przeze mnie literatury klasycznej kończy się mniej więcej na dyplomie średniej szkoły, więc chyba byś się nudził, heheh)? 😛
mactrCzłonekCześć!
Ramzes, ale o co w ogóle chodzi??? 🙂
Pzdr!
mactrCzłonekCześć!
Troszkę niejasna ta Twoja wątpliwość :). Chcesz w końcu brać oddech pełny, czy szybki? Pogodzenie obu rzeczy jest trudne – jak dla mnie :). Zacznijmy od tego, że opinie o zasadności brania maksymalnego oddechu są podzielone. Jedni mówią, żeby zatankować tylko tyle ile potrzeba do danej frazy; inni twierdzą, że za każdym razem (choćbyś miał tylko jeden dźwięk do ustrzelenia) trzeba brać full, niespinający oddech. Jeśli chodzi o ten time w etiudzie, to podejrzewam, że to techniczna wypieprzanka, do tego ma być w tajmie. To wiesz co – nigdy nie będziesz tak do końca w tajmie. Jeśli odpalasz odpalasz metronom w tempie 120 np. i jedziesz ciąg szesnastek, to choćbyś wziął super-szybki oddech i tak na chwilę znajdziesz się poza czasem i będziesz potrzebował chwili, żeby do niego wrócić. No nie ma siły, praktycznie i teoretycznie temu nie zaradzisz.
To wszystko w ogóle trochę dziwne jest: czy wybrać oddech pełny i wylecieć z tajmu, czy wziąć płytszy i wylecieć trochę mniej? 🙂
Jak dla mnie były zawsze takie opcje:
1. Wziąć płytko, ale nie wylecieć za bardzo (lub w ogóle), takie zassanie kącikami bardziej. To powoduje, że i tak zaraz zaczniesz się dusić, a do tego się spinasz.
2. Olać tajm, brać swobodne, pełne oddechy – jak na początku etiudy/utworu. To jest fajne zwłaszcza wtedy, jeśli masz dużą pojemność płuc (ja podobno mam, ale to absolutnie nie moja zasługa :)) i potrafisz na długich dystansach gospodarować powietrzem (tego się do dzisiaj nie nauczyłem :)). Dobre wyjście, bo np. 1-str. etiudę w średnim tempie w normalnej skali możesz przelecieć na paru oddechach i tylko parę razy poświęcasz tajm :). Muzyka wygrywa! hehe
3. Najbardziej sensowne wyjście, jak dla mnie – wywal w newralgicznych miejscach jakąś wartość, np. jedną szesnastkę. Ba, jeśli czujesz, że potrzebujesz więcej czasu na oddech – wypieprz ćwierćnutę. A co tam :). Nie gra się takich etiud, żeby udowodnić komuś, że wystukasz wszystkie nuty, a przy końcu etiudy i tak wyglądasz, jakbyś miał dostać zawału :). Chodzi o to, żebyś mógł rozwiązywać w etiudzie problemy na pełnym zapasie powietrza, czyli na pełnym relaksie. Ta opcja to:).
Takie jest moje zdanie, chociaż nigdy nie udało mi się tych durnych teorii zrealizować w praktyce :).
Nie wiem czy jest ktoś taki, kto w szybkich wypieprzankach potrafi brać swobodne oddechy i pozostawać ciągle w „metronomicznym” czasie. Do realizowania takich zadań jest pewnie permanentny, ale o tym to już w ogóle pojęcia nie mam :).
Ciekawy temat – jak dla mnie :).Pozdrawiam, papa!
mactrCzłonekCześć!
Zapomniałeś o Terminatorze, kompozytor – Brad Fiedel, genialna muza :).
No i wiadomo:
Gladiator – Hans Zimmer.
Braveheart – Znowu Horner (przepiękne tematy irlandzko-szkocko-jakieś tam, też coś kiedyś ściągałem ze słuchu, hehe).
Drakula – W. Kilar – świetne momenty.
Batman rysunkowy (pamiętacie to z początku?:)) i chyba kilka filmowych – Dany Elfman
Ciekawy jest także soundtrack z K-Pax – Edward Shearmur
Last Samurai – Zimmer; nic nowego, ale przyjemnie się słucha 🙂
Indiana Jones – Williams (kto nie zna ten dupa :))
The Magnificent Seven – E. Bernstein – rewelacja.Ale chyba najlepsza rzecz to Forrest Gump – Alan Silvestri.
Pozdrawiam i polecam Terminatora i Forresta… ale pewnie znasz :).
mactrCzłonekCześć?
Są „trąbki do jazzu”? 🙂
Rozumiem, że piccolo nie za bardzo się do tego nadaje (w sumie czemu nie :)), ale że nie nadaje się jakaś firma?Fakt, brzmienie różnych modeli nieco się różni (osądzamy to pod warunkiem, że wszystkich próbuje jeden grający :)), ale nie są to tak duże różnice, żeby na ich podstawie móc orzec, co jest bardziej, a co mniej jazzowe. Tym bardziej, że nie ma kanonu brzmienia rozrywkowego, jazzowego.
Chodzi tu bardziej o to, kto jak mocno i w jaki sposób potrafi dmuchać. Jednemu na Selmerze będzie się grało jak z tłumikiem, innemu jak na tubie. Idąc dalej – jeden będzie mógł na takiej trąbce uzyskać ciemne brzmienie, czy tam jasne (albo też całą paletę brzmień), inny nie zrobi nic. Nie ma czegoś takiego, że jak sobie ktoś kupi Concept to będzie jazzowo. Jazzowo (rozrywkowo, klasycznie) będzie wtedy jak mózg (wsparty umiejętnościami, wyćwiczonymi nawykami i przede wszystkim osłuchaniem z muzyką :)) przekaże odpowiedni impuls do mięśni, czy nie? :).
Sprawa się rozbija o to czy danemu klientowi pasuje trąbą z większym czy mniejszym „przedmuchem”. Jeśli komuś za cholerę nie pasuje Concept a bardzo chce grać jazz, to i tak nie ma sensu się za ten model brać. W pierwszej kolejności trzeba mieć ogólną formę, następnie wybrać trąbkę (mając świadomość i formę :)) taką, na której będziemy mogli zagrać „wszystko”, a później świadomie kształtować brzmienie (albo lepiej brzmienia), ale nie za pomocą trąbki. Przecież taki Sandoval wziąłby Amati i zagrał cały koncert paletą brzmień (a „troszkę” ich ma).
Wg. mnie sprawa rozbija się o to czy trąba jest technicznie wygodna, czy nie jest. Jeśli jest ok „in all around use” :), to wtedy możemy zacząć z niej wydobywać dźwięk jaki tam sobie chcemy. Jeśli na trąbce po prostu się ogólnie dobrze gra to nic nie zatrzyma soundu :).
Te „modele jazzowe” to jak dla mnie raczej kwestia marketingu i designu poszczególnych rur – wiadomo, że w filharmonii bardzo brudny mat będzie wyglądał dziwnie, a z kolei „prawdziwi jazzowcy” nie kupią sobie zdobionego Stomvi :).
Pozdrawiam!
PS.
Robert Majewski grał (gra?) z tego co pamiętam na Stradivariusie, a jakoś ta trąba nie kojarzy się z jazzem :).
Sandoval grał na Schilke – też raczej klasycznie :).
Jestem przekonany, że kupa ludzi gra klasykę na Martinach :).mactrCzłonekWitam!
Przeprowadziłem specjalistyczne badania i oto moje wnioski :):
MegaTone® Mouthpieces
Symphonic and jazz trumpet players
have always experimented with ways to
create a darker sound by using various
mouthpiece add-ons to add weight and
mass. The Bach Mega Tone Mouthpiece
takes these experiments one step further.
To create the Mega Tone, Selmer
starts with genuine Vincent Bach
mouthpiece designs and more than doubles
the outside mass. This darkens the
sound and allows you to play at higher
dynamic levels without distortion. Mega
Tone slots extremely well so pitches center
dependably, and a slightly larger
throat affords less resistance and greater
flexibility. The result is a warmer, more
powerful sound that adds a new dimension
to concert, pop and jazz playing.NOTE: The inner contours are precisely
the same as the original Bach Mouthpiece,
allowing same basic playability. However,
additional mass on the outside produces
a darker, more powerful sound. The
Mega Tone throat is also slightly larger
than standard to increase response
and flexibility.
Bach Mega Tone Standard Models
(See pages 19-20, 26-28) are readily
available for trumpet, cornet, fluegelhorn,
small shank tenor trombone, large
shank tenor trombone • bass trombone
and tuba (sousaphone). All other Bach
models (including screw-rim) can be
special ordered.Najważniejsze rzeczy:
– dodana masa z zewnątrz czyni dźwięk mocniejszym i ciemniejszym, ale i podobno nawet cieplejszym :),
– poza „throat” („gardłem” – nie wiem, jak to się po polsku nazywa w odniesieniu do ustnika :)) parametry są takie same, jak w ustnikach zwykłych o tej samej numeracji,
– ta różnica (nieznaczna) w szerokości „throat” 🙂 sprawia, że megaton poprawia elastyczność w grze (pewnie np. na przedęciach) i stawia mniejszy opór (więc pewnie gardło ustnika jest szersze)
– i co bardzo ciekawe, taki ustnik pozwala robić rzeźnię dynamiczną bez przesteru dźwięku (pewnie na większej ilości złomu drgania [fale?] mają więcej miejsca na spokojne rozejście się). Cholera chciałbym mieć kiedyś taką kondycję, żeby w fff dźwięk zaczął mi trzeszczeć, a trąba dokonała autodestrukcji na skutek drgań :).
Ten ostatni podpunkt to trochę taka głupota jak dla mnie – na normalnym ustniku można zapanować na barwą i dynamiką a’la Arturo :).Pozdrawiam!
PS
Myślałem o Megatonie – ale chyba po to, żeby fajnie wyglądał, hehe, bo na pewno wielkiej rewolucji nie można się spodziewać :).PS nr 2
Grał ktoś kiedyś na B trąbię na 1E? 🙂mactrCzłonekCześć!
De-eR, chyba gramy ze stresem w jednej lidze :). U mnie objawiało się to na egzaminach niemal identycznie. Na szczęście miałem myślącą komisję, która wiedziała, że ogólnie ćwiczę, coś tam potrafię grać, więc raczej mi nie dopieprzali. Przed egzamem wszystko spoko, ale już w czasie akcji koszmar – jakby grał świeżo upieczony trębacz „Świnki trzy”. Staccato – zero, dźwięk – zduszony. Najgorsze było, że ja świadomie byłem całkowicie wyluzowany i wiedziałem, że z tym całym denerwowaniem to strasznie się wydurniam, no ale cóż… :).
Ostatnimi czasy nie mam możliwości pokazywania swoich „umiejętności” w muzyce klasycznej, więc ten problem w zasadzie zniknął (miewam chwilowe spinki ale po pierwszym secie musi już być luz, choćby nie wiem co).No właśnie, tak sobie myślałem wiele razy, jakie są tego powody i wymyśliłem :):
– w klasyce trzeba jednak coś udowadniać w czasie grania, np. grasz Haydna i pół sali czeka, czy trafisz to Es czy nie trafisz, a podświadomość już czatuje :).
– masz z góry założone cele, które w klasyce w czasie występu musisz ściśle zrealizować (nie wejdziesz sobie na to Es z przednutki przecież, ani np. nie dojedziesz legatem, bo przynajmniej z 10 profów się obrazi :))
– masz ciągle ogólne myślenie typu: „to i to musi wyjść”, „a żeby to zrobić jak Wynton…” 🙂
– jak wiesz, że coś może nie odpalić, to się ciągle zastanawiasz, czy na koncercie odpali czy nie – kolejny problem.– w improwizacji powyższe problemy odpadają: coś Ci nie wychodzi? Spoko – wyjdzie za rok, za dwa, zastąpi się to czymś innym. No chyba, że niektórzy zakładają, że muszą wykonać określoną ilość patentów w chorusie :).
– w big bandzie np. już dyscyplina musi być, no ale jednak też mamy zawsze większy margines tej swobody, niż w orkiestrze symfonicznej. Sam sposób myślenia o rozrywce wrzuca człowieka na większy luz.
– w solówce „rozrywkowej” zapisanej też można pozwolić sobie na trochę większą swobodę, można coś przylegować, opóźnić odrobinę itd.Może to wszystko powyżej to zbyt wielka filozofia, ale jednak u wielu to tak działa.
A inna sprawa to świadomość muzyczna, która cholernie mocno przeszkadza. Dlaczego małe dzieci grają często na całkowitym luzie? Bo „pan położy nuty na pulpit, dziecko wyjdzie, ukłoni się i odegra dźwięki, które trzeba ładnie zagrać i wszystko’. A jak już się trochę gra i zaczyna się kombinowanie z interpretowaniem, „a może tu by trochę ciemniejszym zagrać”, „tutaj rubatko małe”. Do tego świadomość istnienia zagadnień technicznych, warsztatu (lub jego braku) i się zaczyna – za dużo myślenia, za dużo kombinowania, za dużo skupiania się na pojedynczej nucie, „czy ten język tu tak, a może tak” —-> za dużo wątpliwości, 10 myśli na takt, rozkojarzenie. A przecież trzeba tylko dmuchać i pamiętać o frazie :).
Trudna sprawa jak dla mnie. Ile można by zrobić fajnej muzyki, gdyby nie stresy :).
Pozdrawiam!
mactrCzłonekCześć!
Nie wiem, Panie Przemek, czego Pan ode mnie chcesz. Czy ja coś pisałem o tym, że urządzenie to nie pomaga, czy wręcz nie ma prawa być skuteczne? Ja twierdzę, że nie wierzę w zabawki, których skuteczności nie można obiektywnie wykazać/zmierzyć/zbadać (wybierz Pan sobie najfajniejsze słówko).
Nie przekonuje mnie nawet to, że Panów w Londynie to fajnie pomasowało. Widzisz – ja dostrzegam różnicę pomiędzy przyrządem takim, jak tłumik (bo słyszę, że tłumik coś zmienia), a wibratorem do warg, którym się jarają panowie w stolicy zmywaków. Hmm, może komuś to pomoże… a może pomoże temu komuś siła sugestii profesora/producenta/kolegi z pulpitu (tu też wybierz se Pan coś)?I tak przy okazji. To co Pan uprawiasz w „dyskusji” to się nazywa manipulacja, Twoje argumenty są całkowicie nieprzystające do moich – po prostu jesteś w stosunku do mnie nie na temat. Nie polecam takich przepychanek, bo sam trochę się na nich znam i wiem, że nie ma sensu ich kontynuować :).
Pozdrawiam!
PS
Oczywiście, możesz powiedzieć: „skąd wiesz, jeśli sam nie spróbowałeś”. Może i racja, ale sorry – nie wydam 100 euro na „wibrującą dupę” :), która i tak mi nie pomoże jak będę bez formy, albo przesadzę z ćwiczeniem.
Zresztą, ludzie grali na trąbkach (i to jak) od wieków bez tego przyrządu.
Ja się nie przyłączam do chwilowej sraczki na punkcie „dupnego dildo” (czy jak to się nazywa w końcu), na którym ktoś chce zbić kupę kasy, naciągając ludzi, którzy mają jej za dużo albo ulegają modzie na gadżety.PS
Tę maszynkę wrzucam na jedną półkę z takimi cudami, jak: boostery, nakrętki, czopsejwery i ustniki megaton. Hmm, chociaż nie – te dwie ostatnie rzeczy sobie sprawię, bo są szpanerskie i lecą na nie panny :). -
AutorWpisy