A myślałem, że ten temat dawno już umarł… chciałbym zwrócić na coś uwagę.
Sądzę, że ocenianie instrumentalistów biorąc pod uwagę ich umiejętności techniczne nie jest tak do końca słuszne.
Najważniejszy jest chyba smak i wyczucie stylu.
Spójrzcie na Sandovala: pomimo tego, że jest nieziemskim wymiataczem, 60% jego twórczości to efektowna rąbanka (jak najwyżej i jak najszybciej).
A już np. Hummla w jego wykonaniu to nie można słuchać.
Po prostu trzeba mieć swiadomość co się gra i niepotrzebnie nie nap… :). Jeśli chodzi o wymiatanie, to już o wiele pożyteczniej słuchać Randy’ ego Breckera.
A teraz spójrzcie na Terrence’ a Blancharda: facet prawie w ogóle nie gra „wymiatanek”, a posłuchajcie jaką ma frazę, jakie fajowe smaczki wkłada w swoją grę.
Oczywiście już nie wspominam o Cliffordzie – takiej barwy i wyczucia to nikt nigdy nie będzie miał.
Jeśli chodzi o Wyntona – rzeczywiście jest rewelacyjny, ale nie mogę wyrobić sobie o nim zdania jeżeli chodzi o jazz. Klasyka w jego wykonaniu – AMAZING!!!
Pozdrawiam!
Aaa – Maynard!
Po wejściu na światowy rynek Sandovala miano „króla stratosfery” (czy jakoś tak) zostało mu odebrane, ale i tak jest (a raczej był kiedyś) fajowy do słuchania…